Nie musisz mieć wszystkiego ogarnięte – wystarczy, że masz siebie
Nie masz idealnej rutyny, mieszkania w stylu Pinterest, szafy jak z katalogu i kalendarza zaplanowanego co do minuty? Brawo, jesteś człowiekiem. W świecie, który codziennie krzyczy: „ogarnij się!”, coraz łatwiej poczuć się niewystarczającą. Jakby bycie „wystarczającą” wymagało perfekcyjnej wersji siebie 24/7.
A prawda? Nie musisz mieć wszystkiego pod kontrolą. Nie musisz być wszędzie na raz. Nie musisz być idealna. Wystarczy, że jesteś. Tylko tyle – i aż tyle.
Perfekcja to pułapka – a ogarnięcie to mit
W social mediach, na spotkaniach, nawet w rozmowach z bliskimi – z każdej strony docierają obrazy kobiet, które „wszystko ogarniają”: karierę, dom, dzieci, relacje, wygląd, zdrowie, rozwój osobisty i jeszcze weekendowe wypady w góry. Wygląda to imponująco, ale często to tylko ułamek rzeczywistości – estetyczny wycinek wybrany pod algorytm, a nie prawda o codzienności.
Poczucie, że trzeba „ogarnąć życie”, potrafi zabić radość z prostych rzeczy. Bo gdy zrobisz 8 z 10 punktów ze swojej listy, i tak czujesz, że zawiodłaś.
Tymczasem to nie „ogarnięcie” jest miarą wartości. To, jak radzisz sobie w chaosie – już tak. I tu najważniejsze narzędzie, jakie masz, to nie perfekcyjny plan dnia, tylko Ty sama.
Wewnętrzna kotwica – czyli dlaczego to Ty jesteś swoim punktem odniesienia
„Masz siebie” nie znaczy, że jesteś sama. Znaczy, że jesteś ze sobą – obecna, uważna, życzliwa. To oznacza:
- że znasz swoje granice (albo uczysz się je stawiać),
- że nie każesz sobie działać jak robot,
- że potrafisz się zatrzymać i powiedzieć: „dziś to wystarczy”.
Bo gdy jesteś ze sobą w kontakcie, nie potrzebujesz zewnętrznego potwierdzenia, że robisz „wystarczająco dużo”. Nie musisz mieć idealnego planera, jeśli umiesz słuchać swojego ciała i energii. Nie musisz mieć odpowiedzi na wszystko – wystarczy, że masz przestrzeń na pytania.
Twoja obecność ze sobą to Twoje największe „ogarnięcie”.
Jak wygląda życie, kiedy przestajesz gonić za byciem „idealną”?
Nie chodzi o to, żeby rzucić wszystko i nic nie planować. Chodzi o odpuszczenie presji, która nie daje oddychać. I wtedy dzieją się ciekawe rzeczy:
- Zaczynasz widzieć rzeczywistość, a nie tylko to, co „powinnaś”.
Możesz być zmęczona i niczego nie zawalić. Możesz czegoś nie zrobić i świat się nie zawali. - Odpoczynek przestaje być nagrodą – staje się prawem.
Nie musisz na niego „zasługiwać”. Odpoczywasz, bo jesteś człowiekiem. To wystarczy. - Zamieniasz kontrolę na zaufanie.
Do siebie, do procesu, do tego, że nie wszystko musi się dziać teraz, już, perfekcyjnie. - Zaczynasz wybierać rzeczy, które Ci służą – zamiast tych, które wyglądają dobrze.
W stylu, w pracy, w relacjach, w codziennych wyborach. Bo nie gonisz za „idealnym życiem”. Tworzysz swoje – prawdziwe.
Masz prawo być w procesie. I nie musisz nikomu się tłumaczyć
Kult produktywności wmówił nam, że bycie „ogarniętą” oznacza nieustanną aktywność. Ale prawda jest taka, że rozwój bywa cichy. Zmiana to często odpoczynek, refleksja, decyzje podejmowane w ciszy. Glow up nie zawsze wygląda jak metamorfoza. Czasem to po prostu:
- powiedzenie „nie” czemuś, co Ci nie służy,
- wyłączenie telefonu na cały dzień,
- zjedzenie śniadania nie w biegu,
- wypłakanie się i pójście spać wcześniej.
To też jest ogarnięcie.
Podsumowanie: jesteś wystarczająca dokładnie taka, jaka jesteś teraz
Nie potrzebujesz już jednej listy zadań, jeszcze lepszej rutyny ani kolejnego kursu „jak mieć życie pod kontrolą”. Możesz to robić – ale nie dlatego, że musisz. Tylko dlatego, że chcesz.
Bo kiedy masz siebie – świadomą, obecną, łagodną dla własnych niedoskonałości – masz wszystko, czego naprawdę potrzeba.
Nie musisz mieć wszystkiego ogarnięte. Masz siebie. I to naprawdę wystarczy.




Opublikuj komentarz